Cicha noc, święta noc
Czytasz i pewnie od razu słyszysz w głowie melodię.
Kolędy i pastorałki rok w rok rozbrzmiewają w radiu, sklepach i naszych słuchawkach już od końca listopada do nawet końca lutego. Jesteśmy z nimi osłuchani od dzieciństwa. Uczymy się ich w przedszkolach i szkołach. W wielu rodzinach chodzi się na koncerty kolędowe, śpiewa się kolędy przy stole lub choćby odpala się od lat tę samą płytę CD z ulubionymi wykonaniami.
Przypuszczam, że u niejednego_ej z was na myśl o kolędach pojawia się takie miłe ciepełko w okolicach serduszka, a w wyobraźni od razu zaczynacie czuć zapach piernika i słyszeć szelest papierów do pakowania prezentów.
Kolędy tak wrosły w kulturowy krajobraz grudnia, że stały się nośnikami emocji i znaczeń nie tylko dla świętujących narodziny swojego Boga-człowieka chrześcijan, ale też dla wielu tych, którzy po prostu cieszą się choinkowo-światełkowym klimatem końca roku.
I właśnie ze względu na to, jak ważne miejsce zajmują w naszej kulturze, kolędy warte są tego, aby im się przyglądać z różnych perspektyw. Dziś na warsztat weźmiemy ich dość nietypowy element, silnie związany z tym, że śpiewane są z okazji pojawienia się na świecie dziecka.
Ważne sprawy
Zanim przejdziemy dalej, kilka słów na temat założeń i charakteru tego artykułu. Nie jest to dogłębna analiza etnomuzykologiczna, teologiczna ani religioznawcza. Bardziej – osobista refleksja. Czytam słowa kolęd z punktu widzenia człowieka współczesnego, czyli nie zagłębiam się w ich dawne znaczenia i konteksty ich powstawania. Jako antropolożka sprawdzam, co siedzi w tekstach, których słuchamy przez dużą część naszego życia i które karmią naszą wyobraźnię. Robię to również z perspektywy osoby niezwiązanej z Kościołem katolickim ani z żadną inną wspólnotą chrześcijańską. Wydaje mi się ważne, abyś jako czytelnik_czka miał_a świadomość, że moja perspektywa jest nieco… outsiderska pod względem przeżycia religijnego. Jeśli czytasz ten tekst jako chrześcijanin_nka, chcę cię też zapewnić, że staram się zachować pełen szacunek do twojego doświadczenia grudniowych świąt.
Teksty kultury – po co się im przyglądać?
Zasadne pytanie. Po co w ogóle brać na warsztat słowa kolęd i pastorałek, analizować znaczenia, rozbrajać sposób przedstawiania bohaterów? Przecież są, jakie są, po prostu je śpiewamy, „to tylko piosenki”.
Z perspektywy antropologicznej (a taką przyjmuję) nie ma nieistotnych przekazów kulturowych – a przekazy religijne są jednymi z nich. Piosenka nie jest tylko piosenką. Pieśń nie jest tylko pieśnią. Film nie jest tylko filmem, ani książka tylko książką. Każde dzieło człowieka jest osadzone w szerokim kontekście kultury, z której wyrasta. Wkładamy w dzieła – świadomie lub nie – nasze przekonania, doświadczenia, wiedzę, normy, wizję świata. Jednocześnie powstaje tutaj sprzężenie zwrotne. Te same teksty kultury zaczynają kształtować nasze przekonania, doświadczenia, wiedzę, normy, wizję świata. Dostarczają nam języka, pojęć i ram poznawczych. Informują (nie)wprost o obowiązujących regułach i zakazach. Dostarczają modeli postępowania i „mówią, jak jest”. Dodatkowo często jest tak, że to, czego z różnych powodów nie można mówić wprost, znajduje swój wyraz właśnie w sztuce i tekstach kultury – zarówno świeckich, jak i religijnych.
No to o czym jest ten tekst?
Pisząc ten artykuł, przeanalizowałam teksty kilkudziesięciu kolęd i pastorałek. Namierzyłam w nich kilka motywów ciążowo-porodowo-połogowo-rodzicielskich.
Ostatecznie wybrałam dla was najbardziej chyba przyziemny i znany każdemu rodzicowi.
Usypianie noworodka.
Tak! Jest to naprawdę częsty motyw kolędowy. Czasem to Maryja śpiewa kołysanki malutkiemu Jezusowi, a czasem to inni ludzie (najczęściej pastuszkowie) podejmują próby odciążenia jej w tym zadaniu.
Kołysanki to z perspektywy antropologicznej oraz muzykoterapeutycznej temat rzeka. Pomagają nawiązywać więź między rodzicem a dzieckiem (również jeszcze podczas ciąży). Stymulują rozwój mowy (są nawet teorie, że to właśnie od kołysanek rozpoczęła się umiejętność mówienia u Homo sapiens sapiens). Śpiewanie kołysanek ułatwia regulowanie poziomu napięcia (co istotne, nie tylko dziecka, ale też rodzica). Tworzą też przestrzeń do bezpiecznego wyrażania emocji – nie tylko tych przyjemnych! Jasne, często wyrażana jest w nich miłość i czułość, ale równie często pojawiają się wątki świadczące o rodzicielskiej złości i zmęczeniu. Znajdziemy w nich kierowane do dziecka prośby o zaśnięcie oraz groźby opisujące, co się z nim stanie, jeśli jednak nie zaśnie. Ciekawostka: fachowo nazywa się to kompensacyjną rolą kołysanek.
Pomocnicy u żłóbka
Jedną z najzabawniejszych kolęd w tej kategorii jest „A cóż z tą Dzieciną”. Prawdopodobnie śpiewają ją pasterze, którzy chcą jakoś zająć się dzieciątkiem. Sprawdźmy, jak im to wychodzi!
Zaczynają tradycyjnie, od tańczenia i bujania: A cóż z tą Dzieciną będziem czynili / braciszkowie mili, że się nam kwili? / Zaśpiewajmy Mu wesoło i obróćmy się z Nim w koło.
Potem dochodzą do wniosku, że jest głodne. Pamiętajmy, że mówimy o noworodku. Co postanawiają zrobić? Podobno Dzieciątko, że głodne płacze, / dlatego tak z nami nierado skacze. / Więc ja Mu dam kukiełeczkę i masełka osełeczkę.
…tak. Dają mu bułę z masłem. Z jakiegoś powodu jednak buła nie działa: Czy bez Matuleńki płacze Dziecina? / Więc Ją do miłego zaprośmy Syna. / Mama, Mama do Dziecięcia, utul tego płacz Panięcia. Tłumacząc na dzisiejsze: ono płacze, matko, ratuj! Cóż, umówmy się – skoro podejrzewali noworodkowy głód, to może warto było zacząć od tego, zamiast proponować mu glutenowo-tłuszczową bombę 😉
Z dalszych strof dowiadujemy się, że pomimo matczynej interwencji dziecko nadal płacze. Pastuszkowie testują kolejne pomysły: wołają Józefa, robią dla Jezusa lalkę, grają na instrumentach – dudkach i piszczałeczkach. W końcu czymże jest ryzyko przebodźcowania w obliczu cienia nadziei na niemowlęcy sen? Ostatecznie wpadają na pomysł zrobienia mu kąpieli, nad którą zresztą sami płaczą: Jeszcze i kąpiółkę Mu nagotujmy, / na kąpiel serdecznych łez nie żałujmy. / O Dziecino! Ja już płaczę, Ty się utul. Kąpiel okazuje się skuteczna: Już Ci nie chce płakać Dziecina dłużej, / ale już uśpione oczęta mruży. / Więc Go włóżmy w kolebeczkę, zaśpiewajmy Mu piosneczkę. Oho, czyżby misja wykonana? Skądże! Po położeniu Jezusa okazuje się, że żłóbeczek jest zimny, kamienny. Zamiast zasnąć, dzieciąteczko zaczyna drżeć z chłodu. Pastuszkowie zaprzęgają więc do pracy osiołka i woła, aby chuchały i ogrzewały noworodka. Wszystko idzie świetnie, dopóki zwierzęta nie zaczynają beczeć, muczeć i budzić dziecko. Od razu przypominają się te wszystkie wieczory, gdy zaraz po tym, jak dziecko zasnęło, wszystkie osiedlowe psy rozpoczynały głośną konferencję!
Płacz przy opiece nad maleńkim Jezusem pojawia się też w kolędzie „Ach, ubogi żłobie”: Któż tu nie struchleje, / Wszystek nie zdrętwieje, / Któż Cię widząc płaczącego, / Łzami nie zaleje?
No i cóż nam pozostaje – chyba tylko pełne zrozumienia pokiwanie głową w obliczu bezsilności, z jaką przychodzi się zmierzyć opiekunom malutkiego dziecka.
Laktogodziny
W tekstach kolęd pojawia się również dość wyraźny wątek… laktogodzin. Dla niewtajemniczonych: laktogodziny to ten długi, długi czas spędzony z dzieckiem przy piersi, gdy we wszystkich okolicznych oknach już ciemno, i tylko u nas świeci się lampka. Ale czy na pewno tylko u nas? Oczywiście, że nie! Choć łatwo popaść w spiralę myśli pt. „dlaczego tylko ja tak mam”, to fakty prezentują się inaczej. Laktogodziny (ewentualnie: butelkogodziny, noszeniogodziny lub bujaniogodziny) dopadają prędzej czy później każdego rodzica. Można znaleźć pewną pociechę w tym, że nie jesteśmy w tym sami. Nie ominęło to nawet jednej z najsłynniejszych matek w historii. Wzmianki o tym znajdujemy np. w „Mroźnej ciszy”: Mroźna cisza świat okryła / i na ziemię noc spłynęła, / tylko gwiazda świeci. / W ciemnej szopie Maria miła, / tuli do snu Dziecię. […] Zaśnij prosi Matka Święta, / zaśnij mój Syneczku. Jeśli nie jesteś przekonany_a, że to na pewno o laktogodziny chodzi, to może przekona Cię fragment z „Luli laj, śpij maleńki”: Luli laj, śpij maleńki, / w cieple małej stajenki, zaśnij już. / Chustką swą Cię otulę, / do swej piersi przytulę, cicho sza. Po ostateczne potwierdzenie sięgniemy do zwrotki kolędy „Witaj Jezu ukochany”: Leżysz w żłobie położony / W pieluszeczki uwiniony / Matka cię karmi piersiami / A ty zalewasz się łzami. Strajk laktacyjny jak nic! Jeszcze więcej doświadczeń rodzicielskich znajdziemy w „Ach witajże, pożądana”: Panna czysta gdy powiła, całuje członeczki, / Nakarmiwszy go piersiami, przywiera powieczki; / Józef go siankiem okrywa, / Maryja kołysąc śpiewa; / Lulaj o moje kochanie, / Synu mój, Stwórco i Panie, / Lulajcie pieszczoty serdeczne. W tej krótkiej zwrotce całkiem sporo się dzieje. Mamy uroczą część o całowaniu dziecka oraz ewidentną promocję karmienia piersią. W dodatku z konstrukcji zdania wynika, że to mama przymyka oczka dziecku, w nadziei na pomleczną drzemeczkę. Ot, codzienność życia z noworodkiem – tu opatulić, tam pokołysać, pośpiewać i uprzejmie poprosić o zaśnięcie 😉
Matczyna czułość
Na sam koniec zostawiłam grupę kołysanek śpiewanych przez samą Marię (lub bardzo bezpośrednio ją „cytujących”). W tej grupie jest parę „hitów”, na czele z „Gdy śliczna Panna”. Pierwsza zwrotka to czysta matczyna miłość i „połogowy bliss”: Gdy śliczna Panna Syna kołysała, / Z wielkiem weselem tak jemu śpiewała. / Li li li li laj, moje dzieciąteczko, Li li li li laj, śliczne paniąteczko. Z innej dowiadujemy się, że samo śpiewanie Jezuskowi też sprawia Marii ogromną przyjemność: O jako serce, jako się rozpływa, / Jakiej radości śpiewając zażywa. / Li li li li laj, mój drogi kanaczku, Li li li li laj, najmilszy synaczku. W międzyczasie jednak jest całkiem sporo zwrotek, a w każdej Maria wzywa różne stworzenia (aniołów, bydlątka, a nawet sam wiatr!), by pomogły jej uśpić dziecko. Gdy dochodzimy do zwrotki ósmej, dziecko nadal nie śpi: Śpijże już moja perło droga, / Niech ci snu nie rwie żadna przykra trwoga. / Li li li li laj, mój śliczny rubinie, / Li li li li laj, póki sen nie minie. Rodzicielskie oko bez trudu wypatrzy tutaj znaną a nierozerwalną mieszankę miłości i frustracji.
„Lulajże Jezuniu”. Niezaprzeczalnie jedna z „the best of kolędy”. Końcówka refrenu – A ty go, matulu, w płaczu utulaj – sprawia, że w zasadzie nie wiemy, kto śpiewa tę kołysankę. Czy to sama Maria komentuje swoją rolę? A może to Józef lub pastuszkowie próbują ją wesprzeć w tej sytuacji? Mimo tej niewiadomej chciałabym zaprosić czytelników do eksperymentu: wyobrażenia sobie Marii, która bardzo stara się zachować spokój i pomóc dziecku zasnąć, ale jest już na granicy wytrzymałości. Lula swoje dziecko. Lula. I lula. Jedną godzinę, drugą, trzecią. I śpiewa – ze łzami w oczach i przez zaciśnięte zęby. Zamknijże zmrużone płaczem powieczki, / utulże zemdlone łkaniem usteczki. / Lulajże Jezuniu lulajże lulaj… Towarzyszmy jej przez całą kolędę, aż do dwóch ostatnich zwrotek: Cyt, cyt, cyt, zasypia małe dzieciątko, / oto już zasnęło niby kurczątko. […] Cyt, cyt, cyt, wszyscy się spać zabierajcie, / mojego dzieciątka nie przebudzajcie. Rozczula mnie bardzo to delikatne, acz zdecydowane wyganianie gości: „Dziecko śpi. Idźcie sobie, żeby go nie obudzić. Ja też chcę odpocząć. Paa!”.
Odkąd zostałam mamą, to właśnie takie wykonanie najczęściej wybrzmiewa w mojej głowie. Kontrast między łagodną, wzruszającą melodią a wyobrażeniem matki śpiewającej przez dłuuugi czas zawsze budzi mój uśmiech 🙂
W „Kołysance Maryi Panny” pierwsza zwrotka nakreśla nam scenę: W noc mroźną, gwieździstą noc, / gdzieś słychać w oddali śpiew. / To Maria, przy żłóbku dzieciny swej, / nuci pieśń rzewną, melodii tej. Druga zwrotka to już słowa samej Marii: Śpij, Mały Jezuniu, śpij, / w ubogim żłóbeczku śnij. / Choć biedna stajenka i lichy Twój strój, / a jednak, Tyś Zbawca i Król. Oprócz matczynego kojenia potomstwa pojawia się tutaj wątek religijny. Wyraźnie zaznaczający, że Maria cały czas zna przyszły los swojego dziecka. Jej start w macierzyństwo naznaczony jest nie tylko ogromną miłością i otwartością, ale też pełną świadomością nadchodzącego cierpienia.
Ten wątek przewija się też w innych kolędach. Ma na tyle duży ciężar, że zasługiwałby na własny tekst. Myślę jednak, że warto go tutaj wspomnieć. Ciąże, porody i rodzicielstwo również dziś bywają naznaczone cierpieniem. Dużo częściej niż wynikałoby to z przekazów medialnych czy międzypokoleniowych. Tabu, które narosło dookoła tego cierpienia, najczęściej nie pomaga, a tylko pogarsza sprawę. Jeśli nie wiemy, jaka jest prawdziwa skala różnych zdarzeń, to bardzo łatwo pozostać w przekonaniu, że jest się w swoim doświadczeniu samotną_nym, porzuconą_nym, inną_nym. A z kolei świadomość, że „inni ludzie też tak mają” jest jednym z czynników, który pomaga przetrwać. Teksty powszechnie znanych pieśni mogą pomóc odnaleźć to połączenie.
Podsumowanie
Na początku tego artykułu starałam się wyjaśnić, dlaczego moim zdaniem warto przyglądać się tekstom kultury; po co rozbrajać coś tak dobrze znanego jak kolędy i pastorałki. Mam nadzieję, że udało mi się zaprezentować, dlaczego wyłapywanie tych okruchów, w których możemy odnaleźć bardzo ludzkie, pełne doświadczenie Marii, jest tak ważne. Ze względu na to, jaką rolę odgrywają kolędy, ze względu na to, jak zakorzenioną w naszej kulturze figurą jest Maria – warto się im przyglądać. I dekodować kolejne warstwy znaczeń. Dla osoby wyznającej chrześcijaństwo może to być sposób na pogłębienie osobistej refleksji religijnej. Dla tych wszystkich, którzy świętują w grudniu inaczej – całkiem ciekawy wgląd w kulturowe przekazy dotyczące początków rodzicielstwa. A im więcej wiemy, tym łatwiej odnaleźć własne stanowisko i przekonania.
Życzę ci dobrego, wspierającego czasu świątecznego. Takiego spędzonego po twojemu. I, oczywiście, twoich ulubionych melodii w tle!
Pełne teksty kolęd znajdziesz na stronie www.koledypolskie.pl.
Dodaj komentarz