Adaptacja w żłobku to dla wielu rodziców, którzy do tej pory byli jedynymi opiekunami dziecka, trudny czas. Dla malucha to z kolei wielkie wyzwanie! Wkracza przecież na nowy teren, gdzie czekają go nowe znajomości, nieznane do tej pory emocje, a przede wszystkim tęsknota za rodzicami. Dlatego ważne, by adaptacja przebiegała w spokojnym tempie, najlepiej w towarzystwie rodzica, w atmosferze otwartości na pomoc i towarzyszenie dziecku, gdy pojawiają się charakterystyczne dla nowego etapu trudności. O dobrej adaptacji rozmawialiśmy z psycholożką, Karlą Orban.
Ostatnio wiele mówi się o adaptacji w żłobku i przedszkolu. Czy możesz powiedzieć, dlaczego jest to tak ważny moment?
KO: Adaptacja służy temu, żeby poczuć się bezpiecznie w nowym miejscu. Dla małego dziecka poczucie bezpieczeństwa wynika wprost z relacji z opiekunem. A ponieważ nikt z nas nie jest od progu w bliskiej relacji, czas na adaptację jest kluczowy.
To ciekawe, że nad potrzebą adaptacji w ogóle się zastanawiamy. Gdy zatrudniamy nianię, jest dla nas jasne, że nie wprowadzamy nowej osoby do domu po to, by za pięć minut wyjść. Dajemy dziecku i niani czas. Nie inaczej jest z byciem w grupie żłobkowej, z tym tylko, że tam z uwagi na ilość bodźców dziecku jest jeszcze trudniej nawiązać relację z opiekunami.
Czemu konkretnie służy adaptacja? Jaka jest jej najbardziej przyjazna forma?
Adaptacja daje sygnał, że dziecko jest w przyjaznym miejscu, którego główną funkcją nie jest odrywanie od rodzica. Umożliwia stopniowe wchodzenie w grupę, poznawanie miejsca, planu dnia, zaciekawienie się nowym otoczeniem, poznanie opiekunów. Najbardziej naturalna jest adaptacja w towarzystwie rodzica, w tzw. modelu berlińskim. Tam, gdzie nie zakładamy sztywnych ram, ile adaptacja może potrwać, bo rozumiemy, że to kwestia indywidualna.
A co w sytuacji, kiedy adaptacja z obecnością rodzica nie jest możliwa? Jakie skutki może mieć „samodzielne” wejście dziecka w zupełnie nową sytuację?
Na pewno są dzieci, które łatwo adaptują się do nowych miejsc i osób. I te dzieci radzą sobie nawet tam, gdzie nie ma adaptacji. Natomiast dla bardzo wielu dzieci brak adaptacji buduje negatywny obraz żłobka, jako miejsca, w którym wyrywa się mnie mamie czy tacie. I znów, czasami to negatywne wrażenie z pierwszych tygodni udaje się zatrzeć, a czasem niweczy to sprawę. Konieczna staje się rezygnacja ze żłobka, bo w miarę upływu czasu nie widać poprawy albo poranne rozstania stają się coraz trudniejsze.
Załóżmy jednak, że adaptacja przebiegła spokojnie i wygląda na to, że maluch dobrze czuje się w żłobku, a nagle, nie wiadomo czemu, nie lubi do niego chodzić, płacze i nie chce rozstać się z rodzicami. Co to może oznaczać?
Najbardziej alarmujący jest brak poprawy. Jeżeli mijają tygodnie, opiekunowie są bardzo zaangażowani, rodzice podchodzą do żłobka z zaufaniem i spokojem, a pomimo to sytuacja wciąż jest trudna. Dziecko odmawia wejścia, bardzo wydłuża wyjście z domu. Mogą pojawić się problemy ze snem, odmowa jedzenia w żłobku, wstrzymywanie wypróżniania, przyleganie do rodzica w domu. Rodzic może mieć poczucie, że nie rozpoznaje swojego dziecka – to może być oznaka, że maluch nie jest jeszcze gotowy lub potrzebuje innej formy opieki.
W jaki sposób rodzic może towarzyszyć dziecku w tym przełomowym momencie, jakim jest rozpoczęcie przygody ze żłobkiem?
Przede wszystkim to ważne, żeby zadbać o ten czas domowy i jego jakość. W okresie zmian dzieci potrzebują fizycznej bliskości, zabawy, robienia „ulubionych” czy przyjemnych rzeczy razem z rodzicem. Te codzienne aktywności i to, co się nie zmieniło (wciąż chodzimy na plac zabaw wieczorami, jeśli karmiliśmy piersią – nie rezygnujemy z tego w okresie adaptacji) to kotwica dla dziecka.
Trzymajmy się obietnic danych dziecku. Jeśli obiecaliśmy odebrać je po zupie, tak właśnie zróbmy, nawet gdyby panie zapewniały, że dziecko świetnie się bawi. Lepiej jest zostawić niedosyt niż zaryzykować, że świetnie bawiący się maluch wpadnie w panikę i zacznie nas gorączkowo szukać. Z tego samego powodu nie znikajmy bez pożegnania. Możemy wypracować sobie własny rytuał pożegnań: piątka, „żółwik”, buziak i wejście do sali, ale niech to będzie jasne, że się żegnamy.
Dodaj komentarz