Ryba, pasterka i prezenty, czy ośmiornica, kogut i pączki? Portugalskie święta pozornie są podobne do polskich. Co możemy czerpać z obu tradycji?
Całe życie miałam takie samo wyobrażenie świąt Bożego Narodzenia: rozpoczynające się w grudniowym zimnie przygotowania w rytm „Last Christmas”, mające swoje zwieńczenie w rodzinnym gronie, przy eleganckiej wigilii z najpiękniejszymi polskimi kolędami. Tak w mojej głowie wyglądały i miały wyglądać wszystkie moje Boże Narodzenia. Ale los sobie ze mnie zakpił i na skutek wielu różnych zdarzeń – głównie związanych z moim przystojnym mężem – od paru lat święta spędzam pod portugalskimi palmami.
Na moje pierwsze portugalskie Boże Narodzenie wyjechałam jeszcze jako studentka. To były też moje pierwsze święta poza rodzinnym domem i ogromnie to przeżywałam. Wyjeżdżając tam, nie spodziewałam się niczego zaskakującego. No bo bądźmy szczerzy: to historia biblijna, a św. Mikołaj i rozdawanie prezentów są tak zglobalizowane, że występują w zasadzie na każdej szerokości geograficznej. Liczyłam się jedynie ze zmianą temperatury. Ale niespodzianek było zaskakująco dużo.
Zamiast choinki
Pamiętam ten moment, kiedy wychodziłam cała podekscytowana z hali przylotów, żeby wpaść w ramiona swojego ówczesnego chłopaka, gdy przyuważyłam tuż obok niego wielką figurę św. Józefa. Oczywiście towarzyszyła mu Maryja, nowo narodzony Jezus i szereg zwierząt – wszystko pośrodku lotniska. Zdezorientowało mnie to towarzystwo, a mój chłopak zupełnie nie rozumiał mojego zadziwienia. Tak odkryłam, że w Portugalii najważniejszą i często jedyną ozdobą świąteczną są szopki, tzw. presépio.
Szopki znajdują się nie tylko – tak jak w Polsce – w każdym kościele, ale też przy każdym domu, w większości miejsc publicznych, jak poczta czy urzędy, a nawet wciśnięte między skarpetki a koszule na wystawach sklepowych. Jak nakazuje tradycja, miejsce w szopkach przeznaczone dla Dzieciątka pozostaje puste aż do północy w Wigilię, kiedy po powrocie z lokalnej pasterki układa się Zbawiciela na sianku. Oczywiście w sklepach czy urzędach figurka ląduje tam znacznie wcześniej.
Przygotowywanie presépio to chyba największe okołoświąteczne wydarzenie w każdej rodzinie. Bo w domach te szopki zmieniają się dosłownie w małe miasta: oprócz samej stajenki ze Świętą Rodziną są też budowane wioski, lasy, tworzone jeziora i strumienie i koniecznie ustawiane figurki reprezentujące postaci ze wszystkich klas społecznych. Portugalczycy do tematu podchodzą tak poważnie, że na przedświątecznych targach można kupić nie tylko miniaturki budynków, ludzi i zwierząt, ale także mech, maleńkie drzewa i inne ozdoby. Szopkę, tak samo zresztą jak wszystkie dekoracje świąteczne, od światełek po choinkę, montuje się już w pierwszym tygodniu grudnia, a czasem przygotowania rozpoczyna się już w listopadzie. Mam wrażenie, że dla naszego synka większą radością jest budowanie stajenki niż ubieranie choinki. Bo szopka to prawdziwa atrakcja: nie tylko ustawia się w drewnianym domku zbierane przez lata, często przekazywane z pokolenia na pokolenie figurki, ale też buduje się wielopiętrowe konstrukcje – co roku trochę inne.
A jeśli już jesteśmy przy choinkach, jakie było moje zaskoczenie, gdy u teściów zamiast pięknej, gęstej jodły zobaczyłam eteryczną (delikatnie rzecz ujmując) sosenkę. No cóż, inny klimat. Od paru lat jednak wyraźnie widać wśród Portugalczyków chęć posiadania „amerykańskiej” choinki. Prym wiodą tu sztuczne drzewka, często z zafarbowanymi na biało gałązkami, co – jak myślę – jest wyrazem ogromnej tęsknoty za śniegiem. Pod choinką układa się prezenty. Gdy w rodzinie nie ma dzieci albo są już na tyle duże, że znają pochodzenie świątecznych podarków, prezenty sukcesywnie układane są pod drzewkiem przez cały grudzień, co buduje u wszystkich domowników atmosferę świątecznego podekscytowania.
Portugalski klimat
Ale nie myślcie, że święta w Portugalii są ciepłe! Nigdzie i nigdy w życiu nie zmarzłam tak bardzo jak zimą w Portugalii. Portugalczycy w zdecydowanej większości nie mają ogrzewania w domu, poza otwartym kominkiem, więc gdy po zmroku temperatura na zewnątrz spada do kilku stopni Celsjusza, w domach w najlepszym przypadku mamy kilkanaście. Może z tego więc wynika zupełnie odmienne podejście do wigilijnej elegancji? Kiedy zeszłam na kolację w odświętnej sukience, poczułam się odstrojona jak szczur na otwarcie kanału! Wszyscy pozostali biesiadnicy byli ubrani zdecydowanie bardziej komfortowo: w jeansy, dresy, a przede wszystkim ciepłe swetry i bluzy.
Na wigilię ośmiornica
Próżno szukać na portugalskim stole 12 wigilijnych potraw. Wieczerza jest dużo skromniejsza niż w Polsce. Zazwyczaj jednym z dań jest bacalhau de consoada, czyli suszony dorsz w wydaniu wigilijnym, tradycyjnie podawany z gotowanymi ziemniakami, jajkami oraz liśćmi kapusty. Czasem zamiast dorsza pojawia się… ośmiornica. Tak, tak ten głowonóg nie jest w Wigilię niczym egzotycznym. O ile kolacja nie stanowi żadnego wyzwania dla brzucha, o tyle świąteczne desery już zdecydowanie tak: stół ugina się pod smażonymi grzankami z cynamonem – rabanadas, małymi pączkami – filhoses, puddingiem mleczno-ryżowym – arroz doce, i najważniejszym: okrągłym i przyozdobionym bakaliami i kandyzowanymi owocami Bolo Rei, czyli królewskim ciastem. Dawniej w tym przypominającym nasz keks cieście ukrywano ziarenko bobu; kto na nie natrafił, miał zapewnić ten rarytas w kolejnym roku. Bo prawdę mówiąc, to jedyny świąteczny przysmak, którego prawie żadna portugalska dona de casa, czyli pani domu, nie przygotowuje sama, a zamawia w cukierni. Te wszystkie pyszności popija się winem porto, co nie tylko ułatwia trawienie smażonych na głębokim tłuszczu słodyczy, ale też porządnie rozgrzewa.
W portugalskich domach wigilia jest dużo swobodniejsza niż w polskich. Nikogo nie dziwi włączony telewizor ze świątecznym filmem w tle, odwiedziny dziewczyny czy chłopaka dziecka nie są zapowiedzią rychłego ślubu, a panująca atmosfera kojarzy się raczej z luźnym spotkaniem towarzyskim niż z ważnym wydarzeniem. Nie ma żadnych szczególnych tradycji, takich jak pierwsza gwiazdka czy puste miejsce przy stole.
Kogut, porto i prezenty
Po wigilii większość Portugalczyków, niezależnie od poglądów i zaangażowania w religię, wybiera się do kościoła na Missa do Galo (dosłownie: msza koguta), odpowiednik naszej pasterki. Specyficzna nazwa jest związana z legendą, która mówi, że raz kogut zapiał dokładnie o północy – i było to wtedy, gdy Jezus przyszedł na świat. Msza jest okazją do towarzyskiego spotkania ze znajomymi czy dalszą rodziną, wymiany życzeń, a nawet wypicia symbolicznego kieliszka porto. Nikogo, w tym księdza, nie dziwi liczba osób, które w ciągu tej mszy wchodzą i wychodzą z kościoła.
Ciekawy jest zwyczaj całowania figury Dzieciątka na koniec pasterki, ksiądz trzyma ją na rękach przed ołtarzem. Według wielu Portugalczyków ma to gwarantować powodzenie w nadchodzącym roku. Niestety, panująca pandemia skutecznie wyeliminowała tę tradycję.
A kiedy czas na prezenty? Dopiero po pasterce albo następnego dnia rano. Portugalczycy przywiązują do tej tradycji ogromną wagę. Dawniej prezenty przynosiło nowo narodzone Dzieciątko, ale od wielu lat skutecznie zastępuje je znany na całym świecie starszy pan w czerwonym wdzianku.
Sam dzień Bożego Narodzenia jest dniem bardzo rodzinnym, gdy bliscy spotykają się na wspólny uroczysty obiad, z indykiem lub pieczonym prosiakiem w roli głównej. Nie ma zwyczaju kolędowania jak w Polsce, ale prawie zawsze są włączone świąteczne piosenki, podkreślające charakter spotkania. Najczęściej są to popkulturowe przeboje słuchane na całym świecie, ale jest też kilka portugalskich pozycji, które zna każdy od przedszkola. Jedna z nich to A Todos Um Bom Natal.
Portugalsko-polskie świętowanie
Jako Polce ciężko było mi zaakceptować tak dużą odmienność świątecznych obchodów, bo chociaż na pierwszy rzut oka różnice nie wydają się jaskrawe, to musicie uwierzyć, że wigilia w dresie, bez opłatka, 12 dań i lecącego w tle „Lulajże, Jezuniu” była dla mnie szokiem kulturowym.
Ale budując związek i rodzinę międzynarodową, bierzesz bliską osobę z całym „bogactwem inwentarza”, także ze świętami – i przystosowujesz życie do nowych, wspólnych zasad.
W naszym domu co roku zaczynamy więc wieczerzę wigilijną elegancko ubrani i z opłatkiem, żeby po chwili usiąść nad sałatką z ośmiornicy. Dorszowi towarzyszą w najlepsze pierogi z kapustą i grzybami, a sernik jest świetnym dodatkiem do portugalskich słodyczy. Wszyscy nucą polskie kolędy, a presépio zajmuje pół podłogi w salonie.
I co roku, gdy wigilijny harmider zmienia się w spokojną, oświetloną choinkowymi lampkami ciszę, myślę, jak wielką jestem szczęściarą, że jest w nas wystarczająco dużo miejsca, by pomieścić i jedne, i drugie tradycje.
Dodaj komentarz